W tym dniu moje spotkanie z Agnieszką i Jackiem rozpoczęło się od przygotowań w rodzinnym domu Pani Młodej. Podjechałam pod wskazany adres, upewniłam się, że jestem w dobrym miejscu i ruszyłam. Zawahałam się nieco, gdy wchodząc do ogrodu minęłam dostawcę z ogromną torbą do transportu jedzenia - czy na pewno to tu? Czy może to jednak złe miejsce, a mieszkańcy widząc pochmurną pogodę zamówili do domu pizzę? :) Na szczęście trafiłam dobrze, a we wspomnianej torbie przyjechał właśnie ślubny tort.
Przygotowania w rodzinnym domu są zawsze wyjątkowe - przyszła Panna Młoda przygotowuje się w swoim kącie, a wszędzie poza nim krzątają się cała rodzina. Przygotowania trwają wszędzie, nie tylko tam, gdzie wisi biała suknia.
Czasami żartuję, że ślub bez niezapowiedzianej komplikacji to nie ślub ;) I tu również tak było - do przedślubnego stresu doszła jeszcze nagła zmiana samochodu do ślubu. Jednak i tutaj udało się wszystko zorganizować. Mam wrażenie, że te niespodzianki to taka ostatnia próba przed tym najważniejszym "tak" :)
Kiedy już cała sytuacja została opanowana nadszedł czas ubierania sukni ślubnej - tu z pomocą przyszła świadkowa Agnieszki.